Pośpieszyłem się z wiosenną fryzurką i ... się rozchorowałem.
Było słoneczne wtorkowe przedpołudnie, nic nie zapowiadało czających się na moje zdrowie wirusów. Odwiedził nas Tomuś z mamą. Radośnie przeglądaliśmy moje ciuszki, wśród nich znajdowała się stara piżamka, w której nie spałem od wielu lat. Widok piżamki rozbudził w Tomusiu medyczne zdolności. Tomuś zauważył, że szklą mi się oczka i mam rozpalone policzki. Zapowiadało się niegroźnie, Dr Tomuś stwierdził tylko temperaturę i zalecił natychmiastowe przebranie się w piżamkę. Troszkę grymasiłem i kręciłem niechętnie uszkami, nie chciałem wciskać się w piżamkę. Wprawdzie lubię zmieniać szatki, ale samą czynność przebierania odbieram nieprzyjemnie. Nie miałem jednak wyjścia, Dr Tomek twierdził, że gorączka rośnie i że mam czerwone gardło. Doktor zadecydował: „to może być angina, należy położyć misia do łóżka”. Przebrany w piżamkę leżałem pod kocykiem z kompresem na głowie. Wtedy poczułem, że łamie mnie w trocinkach, plusz jest bardzo rozpalony, a nosek zatkany. Zostałem osłuchany, za stetoskop posłużył świecznik, który wykazał zmiany w płucach. Termometr pod postacią ołówka wyświetlił gorączkę 52 stopnie! Podobno u chorych człisiów to możliwe. Najgorsza diagnoza była dopiero przede mną. Doktor przynosił mi herbatki i lekarstwa, dostałem nawet zastrzyk z długopisu. Zdawało mi się, że zaczynam czuć się lepiej, niestety padła kolejna diagnoza: „rośnie ciśnienie i spada saturacja, trzeba remiksować”. Nie wiem skąd u niespełna pięciolatka takie słowa jak saturacja. Domyśliłem się, że „remiksować” znaczy to samo, co reanimować. Nie wiem na ile ta diagnoza miała sens, ale jedno jest pewne – brzmiała na tyle poważnie i przekonująco, że straciłem przytomność. Kiedy się obudziłem Doktor Tomuś był ubrany w kurtkę, wychodził do domu, żegnając się powiedział mi na uszko: „leki działają, twojemu życiu już nie zagraża niebezpieczeństwo, wyzdrowiejesz”. Ufff. Mama Tomka oznajmiała, że wiedzę medyczną jej syn zgłębił oglądając serial "Na dobre i na złe”, zatem serial poniekąd przyczynił się do uratowania mi życia.
Teraz nabieram apetytu i myślę o rosołku. W ciszy i spokoju nabieram sił by wrócić do zdrowia. W końcu wiosna naprawdę się zbliża i warto przywitać ją w dobrej formie. Wszelkim wirusom mówię stanowcze: "poszły won!". Życzę wszystkim dużo zdrówka. Pa.