piątek, 25 listopada 2011

Wszystkie Misie Nasze są

25 listopada - Dzień Pluszowego Misia


Święto Pluszowego Misia mamy dzisiaj i  powolutku dobiega końca. Nie chciałbym ingerować w ideę tego święta, ale myślę, że na uwagę dnia dzisiejszego zasługiwały nie tylko misie, ale wszystkie pluszowe zwierzątka i stworki.

Z tej okazji w ostatnich minutach naszego święta składam wszystkim Pluszakom życzenia:

Rąk przyjaciół zawsze gotowych by przytulić Nas do serca. Miejsca w domu poszanowanego. Oby mole Nas nigdy nie dosięgły, plusz się nie popruł, nie zmechacił, nie spuklił  i nie poprzecierał, by trocinki z Nas się nie sączyły, wilgoć nie dopadła, uszy, oczka i nosek na swoich miejscach były. A nawet, jeśli czasem się coś popruje czy odpadnie, to nic „nie szkodzi”[1] i tak jesteśmy wszyscy piękni, wyjątkowi i dzięki Nam świat staje się przytulniejszy.


[1] Zwrot jest cytatem, gdyż jest charakterystyczny dla wypowiedzi członków rodziny Kra




sobota, 19 listopada 2011

Nasi Współlokatorzy - część druga

W małym pokoju towarzyszy pluszowych stacjonuje wielu.

Seniorem jest Pies Odnajdek z chorą niebasią. Odnajdek przyszedł na świat miedzy 1980 a 1984 rokiem. W latach 1990-2009 zaginął w mroku w piwnicznych kartonach na Morenie. Na szczęście nie były one śmiercionośnymi kartonami i jego los nie skończył się tak tragicznie, jak Hani Mostowiak. W trakcie porządków w piwnicy szczęśliwie ujrzał światło dzienne i Dziadek przytachał go z powrotem do domu, a my zabraliśmy go z Moreny do Koralusia. Nazwaliśmy Pieska Odnajdkiem, bo się odnalazł, a nikt nie pamięta, jakie pierwotnie imię nosił. Odnajdek ma uszkodzony kręgosłup w odcinku grzbietowym, cierpi na bóle pleców zwane niebasią (na cześć „nie Basia, tylko ketoprom”). Odnajdek zazwyczaj mieszka na moich kolanach, jeśli siedzę na moim foteliku, a czasami wskakuje na kartono-komódkę. Widać motyw kartonu nieustannie przejawia się w jego życiu (i czasem odbija gorzką tekturą).

Pies Odnajdek


Na miano seniora, obok Odnajdka zasługuje Miś Harcerz. Jego ubiór nie przypomina mundurku harcerskiego, ale jeździł on na obozy harcerskie, nosi plastikową lilijkę, (kiedyś też plecaczek) i czuje się harcerzem. Miś ten był własnością Cioci Ani, ale z jakiś powodów dostał się pod naszą opiekę. Przyszedł na świat miedzy 1978 a 1984 rokiem, być może jest starszy od Odnajdka, ale zdecydowanie nie czuje się tak styrany życiem, więc honory seniora wśród pluszaków pełni Odnajdek. Co ciekawe – Harcerz także się odnalazł, przeprowadził się z nami na Koralową, ale zapomnieliśmy o tym L Kilka miesięcy temu szukaliśmy czegoś w pawlaczu i zaglądaliśmy do wszystkich kartonów, toreb i plecaków – w jednym z nich spał sobie smacznie nasz Harcerz. Miał wieloletni zimowy sen. Teraz mieszka na kartono-komódce.

Miś Harcerz

Na seniora stylizuje się Miś Marynarz, ale tak naprawdę jest jeszcze młody. Przyszedł do nas jako prezent od Cioci Marty i Alicji z okazji 19-tych urodzin Mirki. Miś Marynarz jest intelektualistą, mieszka na regale z książkami, dużo czyta, zwłaszcza morskich opowieści. Po cichutku marzy o rejsie dalekomorskim, ale nie ma odwagi zejść z półki, obawia się choroby morskiej.


Miś Marynarz na swoim pokładzie

Tyle na dzisiaj. Jest jeszcze kilku mieszkańców do przedstawienia. A Wujka Wojtusia zapewniam, że na pewno nie pominę "pewnej maleńkiej owieczki" ;-) Czekaj cierpliwie :-)

piątek, 18 listopada 2011

Czy to Dzień Niezwykły czy Dzień NieDoWiary?

Kilka dni temu wpadła do nas Ciocia Marta i zaproponowała, żebym zrobił sobie fotkę z aparatem. Moim hobby, obok pozowania do zdjęć, jest także fotografowanie. Pomysł Cioci wydał mi się doskonały. Nie przewidziałem jednak, że pozowanie do takiego zdjęcia jest dość trudne technicznie i potrzebuję wsparcia. Nagle z pomocą pojawiło się tajemnicze zjawisko, które nazwałem Zielonem Wzgórzem, dzięki któremu mogłem ustać samodzielnie. Sami zobaczcie, załączam foto relację.











To jeszcze nie koniec tajemniczych zjawisk. Być może wszystko odbyło się za przyczyną „ziarnka fantazji”. Najpierw wyskoczyło mi coś pod noskiem, a potem oblazło po całym ciele, tzn. materiale i nie wiem, co przez to rozumieć.




"Odkurz swojego Misia"

Ciocia Monika przesłała mi ciekawą informację, zachęcam do udziału w zabawie. Szczegóły pod adresem: http://table-table.blogspot.com/2011/11/dzien-pluszowego-misia-odkurz-swojego.html  

sobota, 12 listopada 2011

Nasi Współlokatorzy - część pierwsza

Na moim blogu chciałbym przedstawić moich Pluszowych Przyjaciół, którzy mieszkają z nami w Koralusiu. Na początek zaprezentuję tych, którzy mieszkają w „dużym” pokoju.

Miś Groszek – mieszka przy lampce na regale. Wprowadził się do Koralusia za sprawą Wujka Michała, latem tego roku. Ponieważ ma spodenki i muszkę w groszki Wujek nadał mu imię Groszek.

Miś Groszek

Zbliżenie na spodenki i muszkę ;-)

Kolejnego Przyjaciel, proszę, oglądajcie po cichutku. Jest bardzo nieśmiały o tej porze roku, nie lubi być podglądany i łatwo go spłoszyć. Najlepiej czuje się w okresie Bożego Narodzenia, wtedy wychodzi na światło dzienne. W pozostałe miesiące chowa się za kartonami na regale. Kiedy wyjmujemy przybory z kartonika udajemy, że go nie widzimy. Poznajcie Misia Mikołaja, który początkowo miał na imię Szlafmycek, ale później to imię zostało nadane Pieskowi Shu miszkającemu w Toledo, więc nasz Miś został przechrzczony na Mikołajka. Zamieszkał z nami w 2008 roku, dostaliśmy go w prezencie od Babci z okazji 6 grudnia, był dołączony do paczki czekoladowych Mikołajów. 

Uwaga, za tymi kartonikami mieszka... 

 ... po cichutku...

... jest! Oto On, bardzo nieśmiały, czapeczka mu się zagięła 

To nie wszyscy Pluszowi współlokatorzy. Innnym razem przedstawię miszkańców "małego" pokoju.

piątek, 11 listopada 2011

Wspomnienie Kajuni

KAJKA
11.11.1997 - 12.02.2011


Dokładnie 14 lat temu przyszła na świat psinka, która 6 tygodni później zamieszkała z naszą rodzinką i została moją adopcyjną siostrą. Kajka całkowicie odmieniła moje życie. Z początku byłem troszkę zazdrosny, ale pończoszki w główce pracują i przestałem czuć rywalizację o sympatię naszych domowników. Trocinki w serduszku zabiły wielką miłością. Kajunia była wyjątkowym pieskiem, bardzo przyjaznym względem ludzi i innych piesków. Uwielbiała hasać po lesie i morenowych górkach. Bardzo szybko biegała, bawiła się z małymi i dużymi pieskami, od jamniczka po owczarka kaukaskiego. Uwielbiała dzieci. Miała śliczne futerko, kto raz ją pogłaskał, zachwalał miękkość jej sierści i nie mógł oderwać od niej dłoni. Piękne kasztanowe oczka i śliczne kłapciaste uszka, troszkę krzywe nóżki i puchowy ogonek. Dla naszej rodziny była psim ideałem, zarówno ze względów na miłe usposobienie, jak i fizyczny wdzięk. Mieszkałem z Kajką przez 10 lat, później wyprowadziłem się z moją opiekunką do Koralusia, ale często odwiedzałem moją siostrę. Bardzo za Nią tęsknię. Odkąd Kajunia przeniosła się na Połoniny Niebieskie bardzo mi Jej brakuje. Na pamiątkę naszej miłości noszę cały czas Kajuni czerwoną chusteczkę.














wtorek, 8 listopada 2011

Metamorfozy – część pierwsza

Dawno, dawno temu za autostradą, której jeszcze nie było, za kilkoma miastami i miasteczkami matka natura, zwana krawcową, powiła (a raczej poszyła) mnie na świat. Jako małe misiątko prezentowałem się w materiale w barwach czekolady, z pluszowymi białymi partiami na mordce, stópkach oraz wewnętrznych stornach łapko-dłoni i uszek. Można to przyuważyć na fotce, którą opublikowałem w poście pt. „Kiedy byłem, kiedy byłem małym misiem hej!”. Ząb czasu i aktywnego trybu życia odcisnął się na moim futerku, sączyły się ze mnie trocinki. W 1987 r Ciocia Zosia zabrała mnie do siebie do Gdyni i przeszczepiła mi nowe białe partie, aby mordka i pozostałe pluszowe elementy mojej anatomii z poszarzałych znów stały się śnieżnobiałymi. Latem 1988 r. nad Jeziorem Jasień przeszedłem poważny zabieg przeszczepu materiału. Chirurgiem była moja Babcia. Przeszczepiono mi niebieski materiał na tułowiu, łapkach i nóżkach. Nie był to jednak koniec moich metamorfoz. Wrócę jeszcze do tego tematu, a póki co załączam „wygryzek” fotki z ósmych urodzin mojej opiekunki.

czwartek, 3 listopada 2011

Fragment z życia Człisia – Dni Nadzwyczajne

Dni Nadzwyczajne to nie są dni, w których spotykam się z kośmitami czy obcuję z innymi bytami ze świata niewidzialnego, paranormalnego. Jeśli dojdzie do takich spotkań, to taki dzień nazwę... pomyślmy chwilkę... Dniem NieDoWiary. Wprawdzie kilka dni temu pojawiły się w moim domku zjawy, ale z perspektywy czasu nie wydają mi się one wcale straszne i wspomnienie ich traktuję jako wytwór mojej bujnej imaginacji.
Dni Nadzwyczajne to dni, w których dzieje się coś nadzwyczajnego w życiu Człisia. Biorąc pod uwagę fakt, iż moja egzystencja w połowie składa się na żywot pluszowego misia, nadzwyczajność ma gdzie indziej zarysowane granice niż u większości ludzi. Wystarczy, że skoczę „po cukier” do Sąsiadów, pojadę na Morenę odwiedzić Dziadków, wyjdę na spacer albo wyjadę na dalszą wycieczkę, czy jestem zaproszony jako rekwizyt na spektakl do przedszkola, albo na imprezkę urodzinową do zaprzyjaźnionego dziecka, a dzień wspominam nadzwyczajnie.
Kilka dni temu był pierwszy listopada, święto, ludzie odwiedzali groby bliskich zmarłych. Tego dnia siedziałem w domu z zadumaną miną. Przypomniało mi to, jak kiedyś, siedząc w Mirki plecaku, wracaliśmy na rowerze z odwiedzin na Morenie i zupełnie nie planując wcześniej tego, zajechaliśmy na cmentarz. Wyszedłem wtedy na chwilę z plecaka, a jak już wspominałem, uwielbiam pozować do zdjęć, to sobie okazji nie pożałowałem. Dodam, że mnie cmentarze dołującymi nie są, więc wcale mnie ta sytuacja nie zatrważała.