poniedziałek, 31 października 2011

ZJAWA

Dziś w nocy pojawiła się w Koralusiu duża zjawa i dwa małe zjawiątka. Wystraszyli mnie tak bardzo, że aż trocinki mi się zagotowały na ich widok. Duża zjawa przyrzekła, że jutro odejdą. W zamian poprosiła o miód, ptasie mleczko dla siebie oraz opakowanie podgrzewaczy i pudełko zapałek dla małych zjawek. Nigdy nie sądziłem, że hodowanie zjaw w domu jest tak słodyczo- i ogniochłonne.

Zjawy

niedziela, 30 października 2011

Fragment z życia Człisia – Dzień Niezwykły – Cała Polska czyta misiom

Jesień. Kolejny łikend minął pod znakiem Dnia Zwykłego/Niezwykłego i nie udało się zorganizować Dnia Nadzwyczajnego. Nie mogłem wysiedzieć na moim wiklinowym foteliku. Popatrzyłem trochę przez okienko  i ogarnął mnie melancholijny nastrój. Przypomniały mi się czasy, gdy mieszkałem na Morenie. Nie miałem tam swojego fotelika, ale miałem swój kącik. W Dni Zwyczajne siedziałem w rogu kanapy oparty o szafę i patrzyłem się nieruchomo w stronę okna. Często towarzyszyła mi Kajunia, kładła się u moich stóp, strzepywała uszka, szeroko ziewała i zasypiała na poduszce. Mimo, że spała było mi raźniej. Pamiętam, że jesienią jedną z rozrywek w Dni Niezwykłe było czytanie książek. Miś Poli jest zwykłym misiem, więc ja, Człiś wyedukowany, czytałem mu bajki.  

Za oknem liście lecą z drzew

  Nostalgia. Pół niedzieli gapiłem się przez okno.
Szybko się ściemnia za oknem

 Pochłonięty lekturą (wspomnienie, 2006 rok)

Śpiąca Kajunia 

Miś Poli słuchał z zaciekawieniem
(wspomnienie, 2006 r.)

czwartek, 27 października 2011

Fragment z życia Człisia – Dzień Niezwykły – Misie lubią Dzieci

Mój laptopuś z pomocą Wujka chwilowo odzyskał siły. Rokowania są kiepskie i w każdej chwili znów może odmówić współpracy zapadając w śpiączkę cyberkologiczną. Zatem korzystam z momentu i przedstawiam Wam moich Przyjaciół. Poznajcie Agusię i Filipka. Była to Ich pierwsza wizyta w Koralusiu i w ogóle nasze pierwsze spotkanie. Aga jest kuzynką Filipka, ma 7 lat, bardzo ładnie rysuje i świetnie tańczy. Obraz autorstwa Agi wisi w Galerii Cafe Koraluś, czyli u mnie w domu na lodówce. Na razie jest to jedna z trzech prac, wisząca obok pracy Marianki i Igorka. Laurka Tomusia (Małego Tomusia, żeby nie było niedomówień) nie została powieszona w Galerii. Malarz uznał swoje dzieło za wybitne i postanowił zabrać je ze sobą do domu – ach Ci artyści. Filipek dziś ma roczek z bardzo małym haczkiem i jest przemiłym chłopcem, nawet nie szarpał mnie za nosek, nie targał za uszka i nie usiłował odkleić mi oka, co czyni większość dzieci w Jego wieku. Miło wspominam ten dzień i mam nadzieję, że wkrótce znów będę miał okazję się z Nimi sfotografować. Muszę przyznać, że uwielbiam pozować do zdjęć, to takie moje małe..., no dobra... duże hobby ;-)

Filipek i Agniesia 

A tu ja u Agi na tzw. "barana"

Nic dodać, nic ująć ;-)

Pomagałem Alince karmić Filipka, Filip wcinał ze smakiem,
aż się misiowi uszy trzęsły :-) 

Troszkę sobie potańczyliśmy :-)




środa, 26 października 2011

AWARIA

Kochani, w tej chwili korzystam z nieswojego komputera. Mam spory problem z moim laptopikiem, także przez jakiś czas może na blogu pachnięć stęchłymi trocinkami. Nie chciałbym przez te kłopoty tracić kontaktu z Wami, dlatego mam prośbę - przysuńcie się troszeczkę bliżej monitora, chciałbym się Wam przyjrzeć i wywęszyć czy poczekacie na moje posty troszeczkę ;-) Jeśli uda się odzyskać wszystkie umieszczone na kompie dane, to obiecuję odsłonić przed Wam więcej tajemnic z mojego życia ;-) Tymczasem zobaczcie jaki jestem pluszowy na mordce ;-)

poniedziałek, 24 października 2011

Komentarz do komentarzy

Kochani, bardzo dziękuję Wam za komentarze. Miło mi, że obserwujecie mój blog. Cieszę się z Waszego towarzystwa pod postacią komentatorów. Mam jednak jedną wielką prośbę - Plisss, nie dyskutujcie na moim blogu na temat mojej opiekunki. Nie jej ten blog jest poświęcony, nie temu służy. Będę wdzięczny jeśli uszanujecie moją prośbę i skupicie się na moich pięknych, jak zauważyła Shu, uszkach ;-) Dziękuję :-)

Przy okazji chciałbym uspokoić Shu, że tak jak nie przyimigrowałem z mejd in czajna, tak też nie zamierzam wyemigrować. Emigracji mówię stanowcze etam. Apeluję do wszystkich członków sekty Głupoli o powrót na łono naszej ojczyzny, a także apeluję do Myszy Trudi, aby powróciła do polskiego laboratorium w Trójmiejskim Toledo. Zachęcam natomiast do odbywania podróży wędrownych, rowerowych, turystyczno-krajoznawczych i surwiwalowych i różnych takich takich form krótkoterminowego opuszczania terytorium naszych granic absurdu - jak zauważył twórca niektórym osobom znanej, a nawet noszonej koszulki :-)

Mumin! Dzięki, że napisałeś! Słuchaj, trza by szykować imprezkę z okazji 25 Listopada. Wpadniecie z Miśkami?

Ciociu MK, już się nie mogę doczekać Twoich odwiedzin i potańcówki przy fasolówce ;-)

Kiedy byłem, kiedy byłem małym misiem hej!

Tacy byliśmy jeszcze wczoraj ;-) Dziś różnica wzrostu wygląda nieco inaczej. Fotka była robiona w 1985 roku. Mam troszkę niezadowoloną minę, ale miło wspominam dzieciństwo. Choć bez traumatycznych przeżyć też się nie obeszło, aż się plusz jeży na materiale na ich wspomnienie ;-)  Kiedyś może o nich opowiem.



czwartek, 20 października 2011

Tam gdzie się kończy matematyka...

W ostatnim czasie często słyszę od różnych osób goszczących w Koralusiu, że cały świat to liczby i w życiu wszystko sprowadza się do matematyki, ponieważ da się zapisać matematycznym wzorem. Szanuję tą teorię, niemniej jednak chciałbym z tym polemizować. Wnoszę, iż w życiu wiele można zakreślić wzorem i prawie wszystko sprowadza się do matematyki. Niemniej jednak moim pluszowym zdaniem, tam gdzie kończy się matematyka zaczyna się miłość i nie dostrzegam w niej choćby drobiny matematyki.

POST TEN DEDYKUJĘ KU PAMIĘCI MOJEJ KAJUNI









wtorek, 18 października 2011

Fragment z życia Człisia - "Zwykłe i Niezwykłe Dni"

W Koralusiu mam swój fotelik, w którym spędzam przeważnie prawie cały dzień i większość dni w tygodniu. I to są moje Zwykłe Dni. Czasami jednak są dni, kiedy siedząc w moim foteliku zakładam sobie na uszka słuchawki i zapodaję muzykę z empetrusi. W niektóre sobotnie poranki siadam do stołu i jem śniadanko. Bywa, że muszę wyprasować sobie koszulę. Niekiedy mam zajęcia plastyczne i rysuje coś dla kogoś. Czasami odwiedzają mnie małe dzieci, wtedy lubię robić im psikusa i udaję misia zaklętego w pluszowego misia. Takie dni nazywam Niezwykłymi Dniami. Oczywiście w Niezwykłe Dni dzieje się dużo więcej rzeczy, ale nie sposób wszystkie wymienić, np. odwiedzają mnie Ciocia Ania, Ciocia Marta (Jej wizyty zazwyczaj kończą się niezłą potańcówką przy Fasolkach), Babcia i Dziadek, Głupole - i kłócę się z Wujkiem Michałem. Zwykłe i Niezwykłe Dni to jednak nie wszystko. W moim życiu jest też czas na Dni Nadzwyczajne, ale o nich opowiem innym razem.

 W moich uszkach i serduszku śpiewa  Anya Shu :-)

 Skromne kanapeczki na śniadanko, mniami ;-)

 Nie lubię prasować, poźniej trzy razy sprawdzam czy wyłączyłem żelazko ;-/

Rysowaliśmy sobie z Małym Tomusiem - ja malowałem laurkę dla Cioci Higi, by było Jej milej na serduszku, a Tomuś laurkę dla mnie, bym miał pamiątkę z Jego odwiedzin :-)

 A to ja z Marianką, bardzo lubię tą fotkę :-)

Pora na dobranoc - wyczerpany wrażeniami Dnia Niezwykłego kładę się spać do łóżka :-)

poniedziałek, 17 października 2011

Czasami piekę ciasta...

 ...bo jest uroczysta okazja lub jest zwyczajna bez okazja, po prostu ktoś lubi moje ciasta. Czasami piekę, bo gości zaproszonych się spodziewam lub tych niespodziewanych się spodziewam, bo są tak niespodziewani, że aż spodziewani. A bywa, że piekę dla tych, których tak chciałbym się spodziewać albo nie spodziewać naprawdę niespodziewanie, że aż się ich przestaję niespodziewanie spodziewać. Niekiedy piekę, bo się już nie spodziewam ani tych spodziewanych ani tych spodziewanie niespodziewanych, ani tych zupełnie nieoczekiwanie niespodziewanych. Piekę, bo Człisie lubią jeść!








czwartek, 13 października 2011

O tym skąd się wziąłem

Powolutku zadamawiam się na moim blogu. Załączam fotę - widzicie, jak staram się tu umeblow;-)


W moim profilu zdążyłem się krótko przedstawić. Teraz, na dobry początek, przybliżę skąd przybywam. Aktualnie mieszkam w Koralusiu, czyli mieszkaniu mojej opiekunki. Moje pochodzenie nie jest jednoznacznie wiadome. Ostatecznie wziąłem się spod wigilijnej choinki Roku Pańskiego 1984, u jednej rodziny mieszkającej na Gdańskiej Morenie. Wcześniej zapewne pobrano mnie z półki sklepowej, a jeszcze drzewiej - myślę, że z łódzkiej manufaktury. Z trocin i materiału czuję się polskim misiem, tak więc wykluczam migrację z mejd in czajna tudzież inną migrację planetarną.

Trudne początki ...


Oto stało się. Założyłem blog. W chwili obecnej staję na głowie by roztrocinkować i rozpończoszkować w moim móżdżku, jak to wszystko działa. Na dodatek mój komputer bardzo wolno i niechętnie pracuje. To będą trudne początki, rodzę się w bólu w wirtualu ;-)