czwartek, 3 listopada 2011

Fragment z życia Człisia – Dni Nadzwyczajne

Dni Nadzwyczajne to nie są dni, w których spotykam się z kośmitami czy obcuję z innymi bytami ze świata niewidzialnego, paranormalnego. Jeśli dojdzie do takich spotkań, to taki dzień nazwę... pomyślmy chwilkę... Dniem NieDoWiary. Wprawdzie kilka dni temu pojawiły się w moim domku zjawy, ale z perspektywy czasu nie wydają mi się one wcale straszne i wspomnienie ich traktuję jako wytwór mojej bujnej imaginacji.
Dni Nadzwyczajne to dni, w których dzieje się coś nadzwyczajnego w życiu Człisia. Biorąc pod uwagę fakt, iż moja egzystencja w połowie składa się na żywot pluszowego misia, nadzwyczajność ma gdzie indziej zarysowane granice niż u większości ludzi. Wystarczy, że skoczę „po cukier” do Sąsiadów, pojadę na Morenę odwiedzić Dziadków, wyjdę na spacer albo wyjadę na dalszą wycieczkę, czy jestem zaproszony jako rekwizyt na spektakl do przedszkola, albo na imprezkę urodzinową do zaprzyjaźnionego dziecka, a dzień wspominam nadzwyczajnie.
Kilka dni temu był pierwszy listopada, święto, ludzie odwiedzali groby bliskich zmarłych. Tego dnia siedziałem w domu z zadumaną miną. Przypomniało mi to, jak kiedyś, siedząc w Mirki plecaku, wracaliśmy na rowerze z odwiedzin na Morenie i zupełnie nie planując wcześniej tego, zajechaliśmy na cmentarz. Wyszedłem wtedy na chwilę z plecaka, a jak już wspominałem, uwielbiam pozować do zdjęć, to sobie okazji nie pożałowałem. Dodam, że mnie cmentarze dołującymi nie są, więc wcale mnie ta sytuacja nie zatrważała.





1 komentarz: